Pokonałam nałóg [WYWIAD]

„Kiedy ja, czyli alkoholik, człowiek z wybujałym ego, podejmuję trud wędrówki to wychodzę ze strefy komfortu. A jeśli chce się w życiu coś zmienić, to trzeba się otworzyć, zmienić stare nawyki – przyznaje Asia, uczestniczka tegorocznego Camino, nie pije od sześciu lat.

L1006776.jpg

Głaskałaś już wcześniej osiołka?

Nigdy. W tym roku po raz pierwszy. Zdziwiło mnie, że mają taką miekką sierść. A jak idą to narzucają tempo i to ty musisz się podporządkować. Musisz się skupić.

W jaki sposób wędrówka z osiołkami może pomóc ludziom uzależnionym?

Wędrówka jest szansą na poznanie prawdy o sobie, odkrycie z czym sobie nie radzę. Na poznanie nowych ludzi. Ja jako alkoholik – czyli człowiek z wybujałym ego – kiedy podejmuje taki trud wędrówki to jest to dla mnie wychodzenie ze strefy komfortu.

Z wybujałym ego, czyli alkoholik to egoista?

Tak, alkoholik jest egoistą. Regulowałam swoje uczucia alkoholem. By być szczęśliwą nie podejmowałam żadnych działań tylko kupowałam alkohol, żeby tylko mi było dobrze. I tak zamykałam się coraz bardziej w swoim świecie. Oczywiście nie robiłam tego świadomie. - Przecież to nic złego, że się czasem napije – myślałam. Choroba alkoholowa działa na wielu poziomach. Mamy zakłamany obraz rzeczywistości i w tym egoizmie nie zaznajemy szczęścia. Wspólna wedrówka pomaga wyjść z tej strefy i spojrzeć na siebie z dystansu.

Posłuchać historii innych...

Zobaczyć, że inni też mają problemy, że każdy z nas z czymś walczy. Na trasie cały czas odbywają się rozmowy, można posłuchać drugiego, być mu pomocnym. Zobaczyć siebie przez pryzmat innych ludzi. Jak się chce w życiu coś zmienić to trzeba się otworzyć, wypełnić lukę, która powstaje po odstawieniu alkoholu.

Jak zareagowałaś na pomysł, by pójść na wędrówkę właśnie z osiołkami?

Jak usłyszałam, że będą osiołki to pomyślałam super, czemu nie. Choć wiem, że czasami ludzie dziwnie reagują. Wystraszyłam się tylko, że to wedrąwka będzie trwała 4 dni, do przejścia jest 70 km, a ja mam chory kręgoslup. Musiałam pokonać swój strach. Czy dam radę?

L1006351.jpg

I co, dałaś?

Najtrudniejszy był dla mnie pierwszy dzień. Kiedy wychodziliśmy pod górę do klasztoru Matki Bosnej Bolesnej w Oborach to była walka o każdy krok. Prosiłam wtedy Boga o pomoc i ją dostawałam. Przeszliśmy tego dnia 20 km. Pokonałam samą siebie. Wszyscy byliśmy spoceni, człowiek wychodzi w tej prawdzie taki jaki jest. A potem wieczorem wszyscy myjemy się w jednej umywalce, śpimy w szkole na materacu. Tego się nie zapomina.

Jak to się stało, że zaczęłaś pić? Taka osoba jak ty: pełna energii, uśmiechnięta, zaradna...

Smak alkoholu znałam od czasu młodości. W domu było różnie, tata trochę pił. Problemy zaczęły się kiedy dzieci zaczęły dorastać. Mam dwie córki i dwóch synów, wiela lat im poświęciłam, nie pracowałam. Kiedy przysłowiowo „wyfrunęły z gniazda” poczułam się niepotrzebna. Do tego doszła opieka nad chorą mamą i znowu nie mogłam wrócić do pracy. Wracały także demony z dzieciństwa. By uciec od tego, od myślenia, że jestem tylko kurą domową - zaczęłam pić.

Ile lat to trwało?

Trzy i pół roku. W tym czasie trzeźwa byłam może przez dziesięć dni.

Co przerwało tę passę?

Moja mama zmarła i po jej śmierci picie stało się jeszcze bardziej destrukcyjne. W nocy koło mojego łóżka zawsze stało piwo. Byłam piwoszem. Typowo kobiece picie w domu.  Lampka włączyła mi się podczas świat wielkanocnych, kiedy skacowana nie potrafilam wstać z łóżka by nakryć do stołu. Zrobiły to za mnie córki. A potem siedziałam przy tym stole i czułam się taka nieobecna. Pomyślalam – coś tu jest nie tak, tylko co? Nie chciałam dopuścić do siebie, że to alkohol. Przecież wszyscy wychodzą z monopolowego z torbami. Kropką nad i była sytuacja, kiedy musiałam się zaopiekować moim wnukiem. Oczywiście upiłam się. Na szczęście nic się nie stało, ale coś we mnie wtedy pękło. Zrozumiałam, że to ja mam problem.

I pewnie chciałaś zapić tę sytuację, że się upiłaś i zapomniałaś o swoim wnuku...

Oczywiście. Ale wtedy powiedziałam sobie: Boże, ja nie mogę już tak dalej żyć.

Nikt Ci wsześniej tego nie mówił? Rodzina nie widziała, że pijesz?

Widziała, ale ja nimi bardzo dobrze potrafiłam manipulować. Byłam na każde ich zawołanie. W zamian chciałam, żeby kupili mi zgrzewkę piwa. I prosiłam, by nikomu o tym nie mówili. A że mam czwórkę dzieci... Raz mój dwuletni wnuk wyciągął z siatki alkohol i mówi – „To dla Asi”. Wszyscy zaczęli się śmiać. Z kolei mój mąż jest tak zwanym wysokofunkconującym alkoholikiem. Pracuje, dba o dom, wie, ze ma problem z alokholem, ale nie jest gotowy na zmiany.

Od kiedy jesteś trzeźwa?

Sześć lat temu byłam na terapii w Czerniewicach, w ośrodku zamkniętym. Przez większość zycia byłam sklocona z Panem Bogiem, Na terapi wyspowiadalam sie po 25 latach, to byl zwrot. Od tego czasu widzę świat inaczej i jestem w nim szczęśliwa. Codziennie rano czuję wdzięczność za wszystko co mam. Za męża, dzieci, wnuki. Oczywiście po terapii było bardzo trudno. Zaczęłam się zmieniać, walczyć o siebie, już nie byłam na każde zawołanie i to wywoływało u niektórych pewną frustrację.

Zdarzają się dziś momenty, że chcesz się napić?

Nie. Ale z choroby alkoholowej nie można się wyleczyć, tylko co najwyżej ją zatrzymać. Regularnie chodzę na meetingi aa. Kiedy przestajesz pić, musisz nad sobą pracować i to jest praca na całe życie. A nic tak nie pomaga jak bycie we wspólnocie, dyskusje czyli właśnie wędrówka Camino, gdzie czlowiek się otwiera, a jak już wspominałam na początku – alkoholik to człowiek zapuszkowany. Żeby wyjść z choroby trzeba działać. Ja realizuje teraz program 12 kroków. Dziś w trzeźwym życiu pomaga mi służba drugiemu człowiekowi. Zarówno w spotkaniach AA, fundacji Leszka i Gabrysi jak i w rodzinie. Uczę się być na nowo kobietą, żoną, matką.

L1006143.jpg

W wędrówce biorą też udział psychologowie, terapeuci, siostry, księża. Oferta pomocy jest ogromna. Skorzystałaś?

Jasne! Od siostry Anny Bałchan usłyszałam: Jesteś marka! Bo matka to marka. Ryczałam. Ile to dla mnie znaczy usłyszeć takie słowa po wychowaniu czwórki dzieci. Bezcenne. Gdyby nie wędrówka nie spotkałabym tylu wspaniałych osób. Człowiek jest cudem. Ma ciało, umysł i duszę i podczas Camino mozesz nakarmić tę sferę, która najbardziej jest głodna.

O duszy i ciele już wiem. A zmysły?

Oszałamiająca przyroda. Jako alkoholik nigdy nie zwracałam uwagi na zapachy czy kolory. A tu idąc przez pola, wsie pracują wszystkie zmysły. Jeśli im na to pozwolisz.  Jesteśmy stworzeni do ciągłego odkrywania siebie, swoich możliwości – takimi stworzył na Bóg. Camino może być więc początkiem nowego życia.

A co Ty odkryłas na tej wędrówce dla siebie?

Że szczęście można znaleźć w prostocie, głaskając osła, wędrując przez pola z drugim człowiekiem. Nie trzeba wyjeżdżać na drugi koniec świata. Szczęście jest czasami bliżej niż nam się wydaje, czasami dosłownie za płotem. Wystarczy tylko otworzyć oczy.

 

 
FUNDACJA+DOM+%C5%9AW.+JAKUBA-logo+%283%29.jpg