Moje życie nabrało życia [WYWIAD]
Szalona katechetka, terapeutka, właścicielka psów, kotów, gekonów, kur, owiec i osłów. Paulina na wędrówkę Camino poszła po raz pierwszy. Znalazła na niej życie, miłość, motywacje i spokój. „Płakałam ze szczęścia” – wspomina. A jeszcze kilka lat temu stała na torach i chciała się rzucić pod pociąg.
Dlaczego zdecydowałaś się pójść na Camino?
Moje marzenie, by wyruszyć do Santiago de Compostella zrodziło się na studiach. Pragnęłam odbyć samotną wędrówkę, by pogłębić relację z Bogiem, ale przez cały okres studiów mi się to nie udało. Jestem wierzącą osobą od kiedy byłam w liceum, przeżyłam wtedy osobiste spotkanie z Bogiem - przed torami kolejowymi. Chciałam na rowerze wjechać pod pociąg. Moja decyzja była skutkiem porzucenia przez ukochaną osobę. Do dziś tamten moment nazywam cudem.
Po wielu latach i doświadczeniach, wiedziałam, że nie jestem w stanie pójść do Santiago, ale 4-dniowa wędrówka z osłami wydawała mi się równie trudnym zadaniem. Nie tak dawno temu przeszłam operację kręgosłupa i zakończyłam siedmioletni, toksyczny związek, gdzie modliłam się do Boga by mnie uwolnił, pomimo mojej miłości.
Czego szukałaś na tej wędrówce?
Na Camino szukałam odnowienia mojej relacji z Bogiem, nowego spojrzenia na świat i ludzi, szukałam wolności i pokoju serca. Jedynymi oczekiwaniami było, to że dotrę do końca, że ludzie zajmą się moim domem i zwierzętami, które mam, że bezpiecznie wrócę do domu i zechcę żyć! Że przestanę się bać samotności, że odnajdę w nowym życiu sens i miłość. Podczas wędrówki zapragnęłam Boga, zapragnęłam Eucharystii, uświadomiłam sobie moją ogromną tęsknotę za Komunią Świętą.
Nie chodziłaś do komunii, bo...
Nie chodziłam też na adorację, bo bałam się patrzeć na Boga, wiedząc, że żyłam tyle lat w związku niesakramentalnym. Bałam się pójść do spowiedzi, ponieważ wiedziałam, że nie umiem postanowić poprawy, czyli w moim rozumieniu - że nie będę już żyć w związku partnerskim.
Ale na Camino nastąpił ten moment, że zdobyłaś się na odwagę...
Poszłam do spowiedzi, wyznałam prawdę, a ksiądz odpowiedział mi, że skoro teraz nie jestem w związku, to mogę pójść do Komunii, że Jezus czeka. Płakałam ogromnie, a po komunii, płakałam ze szczęścia. To było sedno wędrówki dla mnie, komunia. Czułam, że mogę już odejść, że pójdę do nieba, że moja ogromna tęsknota została zaspokojona, że sam Bóg wystarczy. Pomimo trudu drogi i niechęci, udało mi się więcej niż oczekiwałam. Moje życie nabrało życia, miłości, chęci i spokoju.
Na czym polegał ten trud drogi?
Trudne było dla mnie ciągłe przebywanie z ludźmi. Chciałam odpocząć, a tu pełno ludzi i dzieci, które wciąż ze mną rozmawiały. Na codzień przecież pracuję z dziećmi, podczas wędrówki chciałam wziąć oddech. Ale potem miałam wyrzuty sumienia, że mam taką postawę i przyjęłam to, co było mi dane. Czasami nie dawałam rady już iść, było mi słabo, ponieważ nie wysypiałam się dobrze, w namiocie było zimno. Dodatkowo szły ze mną dwa psy, jeden pies terapeuta, a drugi szczeniak, którymi musiałam się opiekować. Zabierając je wiedziałam, że nie będę czuła się samotnie, a kiedy zabraknie sił, one będą mnie motywować.
Dodajmy, że sama jesteś terapeutką i zajmujesz się animaloterapią...
Zwierzęta towarzyszyły mi od urodzenia, koty, psy, chomiki. Tata miał hodowlę ryb. Na codzień opiekuję się zwierzętami i prowadzę zajęcia edukacyjne i terapeutyczne. Uważam, że kontakt ze zwierzętami jest niezbędny dla człowieka, bez względu na wiek czy status społeczny. Jesteśmy nieodłączną częścią natury i odrywając się od niej, zatracamy swoje człowieczeństwo.
Studiując misjologię na UKSW, bardzo interesowała mnie filozofia, duchowość oraz symbolika biblijna. Zastanawiały mnie zwierzęta, które pojawiały się w życiu Jezusa, w biblii. Przede wszystkim osły, psy oraz porównanie ludzi do owiec. Posiadam te zwierzęta, by zgłębiać ich dobroć, albowiem wszystko, co stworzył Pan, było dobre.
Jak zwierzęta potrafią wpłynąć na poprawę kondycji człowieka?
Zwierzęta mają ogromny wpływ na ludzi, pomagają rozwiązywać konflikty, rozumieć błędy, naprawiać relacje, przywracać poczucie wartości i przede wszystkim motywować do działania. Dają poczucie przynależności, bycia potrzebnym, a wręcz niezbędnym. Są takie, jakimi stworzył je Bóg i odczuwają podobnie jak my. Mamy podobne potrzeby i czasami już samo obserwowanie zwierząt, pokazuje nam, co w życiu jest najważniejsze.
Ale to nie jedyna Twoja pasja, bo pracujesz też jako nauczycielka.
Tak. Jest to dla mnie, jak i dla mojego środowiska, szalenie zaskakujące. Często słyszę, że nie wyglądam... I że jestem nietuzinkowa. Dzieci, które uczę, uwielbiają religię, a ja też uwielbiam mówić im o Bogu, że jest miłością i wszystko stworzył z miłości dla nas. Opowiadam im historie, ewangelię, wycinam, czytam, żartuję i śpiewam piosenki. Czasem sama się wzruszam, jaki Bóg jest dobry i często się sama obwiniam, że może nie powinnam, że nie zasługuję na Jego miłość. Na katechezach jestem autentyczna, potrafię przyznać się do moich błędów i grzechów, mówię, że też często gubię drogę i jest mi smutno, bo tęsknie za Bogiem, dobrem i miłością.
Podsumowując: da się spotkać Boga na takiej wędrówce?
Bóg jest, wiem. Spotkałam go w ciszy, w ludziach i w sakramentach, w Jego Stworzeniu. Najbardziej czuć obecność Boga podczas wędrówki, kiedy nie wiesz co się wydarzy, co będzie za zakrętem, po prostu idziesz... i to jest odpowiedź na słowa: „Pójdź za mną”.